sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział II

Obudziło go mocne szarpnięcie za ramię. Nie otworzył oczu od razu. Pierwsza rzecz jaka przyszła mu na myśl to gdzie się właśnie znajdował, ile jechał, co teraz. W lekkim stresie czekał na kolejne wydarzenie. Ponownie szarpnięcie zmusiło go już do uchylenia powiek. Spojrzał przed siebie i zobaczył parę ciężkich, wysokich i skórzanych butów. Były one nałożone na spodnie, które przy budzie zaczęły tworzyć coś na wzór poduszeczki. Nie widział dokładnego koloru ubioru chociaż na dobrą sprawę w ogóle go to nie interesowało. Wytężając wzrok zobaczył parę jeszcze jednych nóg stojących dalej. Dziwne uczucie napierania na udo uświadomiło mu, że za nim też ktoś stoi. Dopiero teraz poczuł odrobinę zainteresowania. Dlaczego trzech żołnierzy zajmuje się jedną, wychudzoną i bezbronną osobą? Nie stanowił dla nich żadnego zagrożenia. W strzępach ubrania nawet by niczego nie schował. Więc dlaczego...?
-Aufstehen! (Wstawaj)
Usłyszał niski głos Niemca. Podniósł głowę i spojrzał na jego twarz, która skrywała się w półmroku furgonetki. Nie wiedział o co mu chodzi. Nie rozumiał i nie chciał zrozumieć. Jednak dłonie zaciskające mu się na ramionach i ciągnące w górę uświadomiły mu, że miał się podnieść. Zrobił to ociężale krzywiąc się nieco z powodu posiniaczonego ciała. Kiedy stanął na nogach mężczyzna przed nim zlustrował go wzrokiem tak chłodnym, że przeszyły go dreszcze. Opuścił głowę i tuż przed sobą miał jego tors, a właściwie przeponę. Dopiero teraz uświadomił sobie jakim jest małym, zmizerniałym chłopakiem. Nie odczuł jednak wstydu. Nie odczuwał nic. Odrobina stresu sprzed chwili dawno się ulotniła i nic po niej nie zostało. Szedł na śmierć. Wiedział o tym. Każdy w tych czasach wiedział, że jeśli nie umarł dzisiaj to czeka go to jutro.
-Nehmen Sie es ins Labor! (Zabrać go do laboratorium)
Po kolejnym ostrym rozkazie został pchnięty w plecy i zmuszony do wyjścia z samochodu. Na zewnątrz panował już zmierzch. Szybko rozejrzał się dookoła by stwierdzić, że znajdują się w środku jakiegoś lasu. Wysokie drzewa pokryte były białym puchem przysłaniały mu wszystko inne. Spojrzał szybko pod nogi by się nie przewrócić. Dopiero będąc pewnym, że stoi stabilnie na niewielkim kamieniu spojrzał przed siebie. Na wprost widział ogromny piętrowy budynek. Wiedział, że ma teraz jedyną chwilę by mu się przyjrzeć. Jednak w tej szarości ciężko było dostrzec cokolwiek. Zaledwie kilka lamp oświetlało szare, murowane ściany budynku. Poza krzykami znajdujących się tu ludzi panowała całkowita cisza. Zero wystrzałów, wrzasków umierających i skrzeczenia ognia. Gdzieś w głębi siebie czuł, że nie oznacza to nic dobrego. Miał wrażenie, że czas dookoła niego stanął w miejscu. Z zamyślenia wyrwało go kolejne pchnięcie. Kiedy jego bose stopy dotknęły śniegu miał ochotę uciec. Wrócić do pojazdu i zaszyć się tam już do końca. Gdzie by teraz nie uciekł i tak zginie. Zwiesił głowę w dół i cały czas się krzywiąc zaczął iść za żołnierzami. Nie miał odwagi odwrócić się za siebie. Mógł sobie jedynie wyobrazić, że miał za plecami wysoki mur albo ogrodzenie, które nie wpuszczało nikogo obcego na ten teren.

                                                                        ***

Wysoki, całkiem przystojny chłopak biegł przez wąską uliczkę miasta. Było już ciemno, a on nie zdążył wrócić do domu. Starał się wybierać trasę tak by nie wpaść przypadkiem na nieodpowiednich ludzi. Cenił swoje życia i chciał jeszcze trochę z niego skorzystać. W końcu dopiero co oświadczył się młodej Magdzie. Znali się od dziecka i chciał spędzić z nią również resztę życia. Oboje mieli po 20 lat jednak uważali, że nie zmienią zdania na ten temat. Tak więc wracał od niej późną porą narażając się przy tym utratom życia. Cudem uniknął trafienia do wojska, a to tylko dlatego, że był w połowie Żydem. Cmoknął głośno odganiając od siebie zbędne myśli. Przemknął kolejną uliczkę i znalazł się pod domem. Niewysoki budynek był taki sam jak inne. Szary, brudny i ledwo stojący. Otworzył drzwi, które głośno zaskrzypiały i szybko przez nie wszedł. Zamknął za sobą dokłdanie i nie zapalając światła ruszyć po omacku schodami na pierwsze piętro. Tam odliczył dokładnie 10 kroków i obrócił się w prawo. Wymacał klamkę i nacisnął ja szybkim ruchem. Przemknął do środka i szybko zamknął drzwi. Rozejrzał się po niewielkim korytarzu jeśli można to tak w ogóle nazwać i skierował się na lewo. Zamiast drzwi wisiała gruba, zielona zasłona. Przeszedł przez nią i rozejrzał się po niewielkim pokoju. Na dwuosobowym łóżku spali już jego dwaj bracia. Byli młodsi od niego. Jeden miał 12, drugi 16 lat. Uśmiechnął się szeroko widząc jak są w siebie wtuleni by zatrzymać jeszcze więcej ciepła w zimnym pomieszczeniu. Szybko się przebrał w piżamę i położył się obok nich. Kołdra ledwo zakrywała ich trójkę jednak nikt się nie skarżył.  Dwudziestolatek podłożył jedna rękę pod głowę, a drugą objął jednego z braci chcąc się odrobinę ogrzać. Cały czas uśmiechał sie do siebie na wspomnienie kilku chwil spędzonych z Magdą. Ona tak samo jak i on żyli w ubogich rodzinach. Mimo trudów radzili sobie jak mogli ciesząc się każdym dniem. W czasach gdzie dookoła panowała wojna chcieli wydobyć ze wspólnego czasu jak najwięcej pozytywnych emocji. Zwykły spacer był dla nich wielkim przeżyciem. Mogli się wtedy trzymać za ręce i mimo niskiej temperatury chodzić na łąkę, na której spotykali przebiegające sarny.
Z lekkiego snu obudziły go krzyki za oknem. Uniósł się nieco na łokciu chcąc dowiedzieć się o co chodzi. W momencie kiedy po raz kolejny usłyszał te same absurdalne argumenty kłótni jego sąsiadów, stracił tym zainteresowanie. Ziewnął kilka razy i wtulając się bardziej w bardzo postanowił dalej iść spać. Rano czekało go całkiem sporo pracy i nie chciał by w połowie zbrakło mu sił.






5 komentarzy:

  1. Biedactwo..boso po śniegu
    cieekawe co z nim zrobią w laboratorium...czarne mysli :)

    co do do drugiej postaci ..zobaczymy
    a moze to ten z prologu ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic nie zdradzę. Cierpliwość to piękna cecha. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    wspaniały rozdział, boso przez śnieg, bardzo mu współczuję..., ciekawe co go czeka w tym laboratorium...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń